Czy Turcja będzie w Europie?

Kilka dni temu świat zelektryzowała wiadomość o niespokojnej sytuacji w Turcji – zgodnie z tym, co przedstawiają władze tureckie, doszło do zamachu stanu, którego autorem była część wojskowych. Głównym prowodyrem i inicjatorem próby obalenia Recepa Erdogana i jego władzy miał być jednak duchowny, filozof i pisarz Fethullah Gulen.
Jak już wiadomo, próba się nie udała, policja i paramilitarne służby specjalne poradziły sobie z puczystami, dzięki czemu prezydent Turcji mógł powrócić do kraju, by ogłosić sukces. Główny news dotyczy obecnie tego, jaka będzie dalsza polityka Erdogana – czy rozprawi się ze swoimi konkurentami? A może zaprowadzi kraj na skraj dyktatury? Jedno jest pewne, najbliższe miesiące w Turcji nie będą spokojne.
Czy sojusz turecko-europejski jest jeszcze możliwy?
Zostawiając na chwilę sytuację wewnętrzną w kraju, należy poważnie zastanowić się nad przyszłością relacji UE-Turcja. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że Unia Europejska potrzebuje tego sojusznika – nie tylko ze względu na biznes. Turcja, jako nasz sprzymierzeniec, stanowi pierwszą linię frontu w walce z Państwem Islamskim.
Ze względu na położenie geograficzne, a także potencjał wojskowy, jest w stanie w sposób skuteczny walczyć z ekstremistami, jednocześnie blokując ich dostęp do Europy. Co więcej, Turcja pełni rolę pewnego rodzaju muru nie tylko dla terrorystów, ale również dla ogromnej rzeszy imigrantów, którzy zamiast docierać do Niemiec, Włoch, Francji i Skandynawii, zostają osiedleni w obozach tureckich.
Unia Europejska, chcąc utrzymać to status quo, doprowadziła do podpisania na początku roku umowy w sprawie imigrantów. Turcja trzyma ich u siebie, a my za to płacimy, jednocześnie zobowiązując się znieść wizy dla tureckich obywateli i powrócić do negocjacji akcesyjnych.
Trudno oprzeć się jednak wrażeniu, że polityka zagraniczna Turcja wcale nie jest nastawiona na to, aby do Wspólnoty rzeczywiście wejść. Wspomniane negocjacje są przecież prowadzone od wielu lat i nic z nich nie wynika. W tym samym czasie prezydent Erdogan prowadzi zakrojoną na szeroką skalę politykę zbliżenia ze swoimi wschodnimi sąsiadami – Armenią, Azerbejdżanem, Gruzją i Iranem.
Wieloletni flirt z Europą jest władzom Turcji na rękę. Służy im do ukazania obecności w strukturach zachodnich, a także mamienia swoich obywateli przyszłymi korzyściami wynikającymi z obecności we Wspólnocie. Dopłaty rolnicze i pomoc w z zakresie polityki regionalnej to coś, z czego trudno zrezygnować.
Z drugiej strony mamy za to władze europejskie, dla których Turcja jest istotnym sojusznikiem i które obawiają się członkostwa kraju tak niespokojnego, niestabilnego i rządzonego przez prezydenta, który wydaje się jest zdolny do wszystkiego. Sam pucz i jego konsekwencje zdają się to potwierdzać. Otwartym więc pozostaje pytanie, ile jeszcze potrwa dwustronna gra pozorów.
Artykuł: Mistrzu
foto: bliskiwschod