Czy amerykańska giełda będzie rosła bez końca?
Wieszczenie załamania rynków i bessy znudziło się już chyba każdemu. Mijają miesiące, a nawet lata, a zapowiadanych spadków jak nie było widać, tak wciąż nie można się doczekać. Czy oznacza to, że zmienił się nam paradygmat i takie NASDAQ, S&P czy DOW będą rosły w nieskończoność? A może za wszystkim stoją Banki Centralne?
Dlaczego amerykańskie indeksy wciąż rosną?
Coraz większą popularnością cieszą się opinie, jakoby za wzrostami, jakie obserwujemy na amerykańskich indeksach stała interwencja Fed – Banku Centralnego USA. Bardzo chętnie przytacza się informacje o QE, czyli zwiększaniu bazy monetarnej czy agregatów M2 czy M3 i zestawia się z rosnącymi wycenami spółek na giełdach. Bez wątpienia zapewnienie odpowiedniej płynności bankom i mobilizowanie ich do akcji kredytowej sprzyja rynkom finansowym, a jeszcze bardziej pro-wzrostowe okazują się bardzo niskie stopy procentowe. Jednak wyciąganie wniosków jakoby wyłącznie Quantitative Easing, mylnie nazywany „dodrukiem” jest bardzo śmiałe i na wyrost. Warto pamiętać, że środki, które w jego ramach pojawiają się w bilansach, nie są rzeczywistymi pieniędzmi i mogą być wykorzystywane wyłącznie w rozliczeniach międzybankowych oraz reverse repo między bankami i Fed.
Musi być zatem znacznie więcej powodów wzrostów niż tylko działania Banków Centralnych. Między innymi warto wspomnieć o ogromnym zainteresowaniu inwestorów indywidualnych (zobacz także ofertę Saxo, by dowiedzieć się jak z Polski możesz inwestować w amerykańskie aktywa) a także coraz większą przewagę technologiczną i jakościową nad resztą rynku. Często zapominamy o tym fakcie, ale wydatki na R&D, przychody, stopień innowacyjności i kilka innych wskaźników generowanych przez amerykańskie korporacje pozostaje na ekstremalnie wysokim poziomie, a przewaga technologiczna rośnie, zamiast maleć. Nic więc dziwnego, że w ślad za rozwojem idą dalsze wzrosty wycen.
Czy korekta nie nadejdzie?
Bardzo prawdopodobne wydaje się jednak, że w najbliższych miesiącach zobaczymy korekty, a być może nawet bessę na rynkach. Jak mawia jedno z giełdowych powiedzeń „nie ma drzew rosnących do nieba” i najprawdopodobniej niebawem również rynki kolejny raz się o tym przekonają. Oczywiście nie warto podejmować gwałtownych ruchów – wciąż bardzo możliwe, że do szczytu pozostaje jeszcze kilkadziesiąt procent, przynajmniej na niektórych walorach. Rozsądne może jednak wydawać się unikanie inwestowania wszystkiego, bowiem w takim makro otoczeniu podwyżki stóp i redukcja akcji kredytowej wydają się prawdopodobne.
Artykuł partnera